piątek, 22 lipca 2011

Dzień, w którym runął mit...

Myślałam, że to burza. Przez ułamek sekundy, frakcje sekundy, bo gdy wyjrzałam przez okno nie wiele wskazywało na burzę. W przypływie konspiracyjnego usposobienia pozwoliłam sobie na chwilę rozpusty i  pomyślałam, że coś wybuchło - coś, by nie powiedzieć bomba. Potem pomyślałam, że może to gaz, albo, że coś wyburzają. W chwilę potem rozległa się syrena, potem kolejna i kolejna. Zdecydowanie za dużo, jak na mój gust. Mój horyzont jest jednak ograniczony i nie mogłam dostrzec nic podejrzanego, co wskazywało by na to, co właściwie się wydarzyło. Wtedy P. pisze do mnie z zapytaniem, czy już wróciłam do domu, czy wszystko jest ok. Trochę mnie zaskoczył tą troską, ostatecznie mówiłam, że idę tylko na pocztę. I wtedy podesłał mi link... norweski mit prysł. 

Na początku był chaos. Prawdziwy chaos, taki z masą porozrzucanego szkła, zdezorientowanych ludzi, krwi, krzyku i dymu. Potem stopniowo zaczęło się klarować, co się wydarzyło. Słowo bomba zostało wypowiedziane bardzo szybko, choć równie prędko zaczęło hamować zapędy zbyt szybkiego wskazywania winnego. Wiadomo było, że wybuch budynek, gdzie gabinet ma premier, kilka ministerstw, że równocześnie zniszczony został budynek VG, jednego z tabloidów norweskich. Premier nie był w swoim biurze w chwili wybuchu. Kto był? Wciąż nie wiadomo. Teraz wiadomo już, że są ofiary śmiertelne, że kilka osób jest ciężko rannych. Policja odgrodziła miejsce wybuchu, prosi o powrót o domu i nie używanie telefonów komórkowych.

W pierwszej chwili chciałam chwycić za aparat i biec na miejsca wybuchu. Po chwili namysłu zrezygnowałam z pomysłu na rzecz wiadomości w Internecie. Teraz patrzę w kierunku wybuchu, choć nic nie widzę, poza flagą powiewającą na zamku królewskim. Wciąż słychać syreny, latające nad miastem helikoptery. Właśnie powiedzieli, że zginęło 7 osób. I nie wiem, co mogę napisać. Myśli przestały składać się w sensowne zdania. Jest uczucie żalu, złości, ale też niedowierzania, kręcenia głową na znak, że to nie może się dziać naprawdę. W końcu w Norwegii jest 'nudno'. Tutaj nie dzieje się dokładnie nic! Jest spokój, piękne fiordy, mniej lub bardziej spokojne morze, góry, lasy i jeziora. Jest dystans do powszechnego wyścigu szczurów (choć to już chyba tylko pozory, ale powiedzmy, że z zewnątrz tak to wygląda), dzieci radośnie i beztrosko biegają po placach zabaw, a 17 maja rodzina królewska przez godziny macha z balkony zamkowego do zebranych przed zamkiem i przed telewizorami poddanych. Dziś jest niepokój, strach, ból. Dziś skończył się mit o brutalnym świecie, który nie dociera do Norwegii. Dziś wdarł się on i dał o sobie znać w makabryczny sposób. Dziś Oslo i cała Norwegia nie zaśnie spokojnym snem. Zacznie się zadawanie pytań i szukanie odpowiedzi. Trzeba pokazać, że to incydent, że Norwegia jest bezpieczna, że można kontynuować, jak wcześniej szczęśliwy żywot w pięknym, bogatym nordyckim świecie. Trzeba przegonić czarne chmury, które zawisły nad krajem. Przede wszystkim trzeba potwierdzić wiarę, że żyjemy w najlepszym ze światów, że jeszcze on istnieje!

Dziwne... ucichły mewy... jakby oddały niebo tym, którzy go teraz tak potrzebują. Śledzę wzrokiem przelatujący helikopter...w oddali rozbrzmiewa syrena. Czuję dziwne mrowienie w palcach. Dźwięk przejeżdżającego tramwaju daje namiastkę poczucia, że życie toczy się swoim normalnym rytmem. 

Nie mam swoich zdjęć zatem umieszczam jedno nieswoje... 
 z tej strony: http://nationalpostnews.files.wordpress.com/2011/07/oslo.jpg?w=620 

[*]

4 komentarze:

  1. Koszmar... Tak będzie i u nas, jak Unia dalej będzie bratać się z Arabem. Bardzo mi żal Norwegów, to taki spokojny, pokojowo nastawiony do świata naród. Ale potwierdza to tylko zasadność tezy o zamknięciu granic i wydalaniu od siebie dziadostwa z Afryki. Pozdrawiam i naprawdę współczuję stresu i dezorientacji. Tak nie powinno być. Nigdy. :(

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękuję. Okazuje się jednak, że wczoraj był szok, ale i nadzieja, że nie jest AŻ tak (sic!) źle. Dziś już wiem, że jest gorzej i że wśród ofiar są osoby, które znam/znałam.

    Paradoksalnie może się okazać, że w tym przypadku to nie bratanie się z Arabem, czy imigranci z Afryki są winni, tylko ktoś z własnego podwórka. Chyba tym trudniej zaakceptować to, co się stało.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  4. Tu znowu ja. Wykasowałam poprzedni komentarz, gdyż doszły mnie nowe wieści i wydał mi się nieadekwatny do tego, co wiem na tę chwilę. Jako że w sprawie tej nie chodziło o zamach al-kaidy, mam nieco mieszane uczucia i wolę na razie wstrzymać się z opinią. Pozdrawiam i pardon za zamieszanie. Trzymaj się tam, nie daj dramie. pozdrawiam i ściskam :*

    OdpowiedzUsuń