czwartek, 2 września 2010

...

Jestem.
Żyję, choć mogłoby się wydawać inaczej w wirtualnym świecie. Taki paradoks trzeba przyznać, bo ostatnio z komputerem niemal sypiam. Ale pewnie dlatego wieczorem nie mam już siły na pisanie. Przyznam się bez bicia, że zupełnie niedawno zdałam sobie sprawę, ileż to już czasu milczę na mym blogu. Pierwsza myśl: niemożliwe. Druga myśl: a jednak. Trzeci myśl: chyba się starzeję :p To niesampowite jak czas szybko leci. Nie zdążę się nawet porządnie obejrzeć, a tu bach, kolejne miesiące z głowy (sic!). I tylko stos książek urasta do apokaliptycznych rozmiarów. Od czasu do czas sprawia wrażenie, jakby się chwiał, zastanawiam się czy upadnie, albo raczej kiedy. I co wtedy się wydarzy. Przez letnie upały i ciągłe niebycie w domu wyobcowałam się z kuchni, tylko piekarnik partyzant odetchnął z uglą. Nie wie, że wkrótce nadejdzie zima i nie obejdzie się bez jego wsparcia. Poza tym ostatnio cierpię na nieuzasadniony brak apetytu, albo przynajmniej samoświadomości kulinarnych zachcianek, czyli sama nie wiem, co bym zjadła, więc po raz kolejny na taśmie pojawia się jogurt. Muszę przyznać, że to genialny wynalazek :D Ale ileż można pisać o jogurcie?Q?

Planuję... już od jakiegoś czasu porządny wpis i ... planuję. Ale nie mam melodii, jak to mawia moja rodzicielka. Jednak zbieram się w sobie. Kawę wciąż piję, choć w ilościach ograniczonych, najwyraźniej niewystarczających, by mnie zmusić do nocnego siedzenia tudzież pisania. O dziwo zaczęłam sypiać jak człowiek i teraz z kurami wstaję (sic!) - choć wciąż łechcę swoje ego nazywając się człowiekiem :p - więc może powinnam pisać o świcie. Rozważymy tę kwestię. Tymczasem udam się na spoczynek, albowiem dzionek jutro pełen zadań, a ja chcę być przygotowana na stawienie im czoła, a jak!!! :p

Pozdrawiam i życzę spokojnej nocy!
D!