sobota, 27 czerwca 2009

Ciągle ta sama sobota...


To było tak tytułem wstępu. Właściwie to chciałam napisać, że jestem w trakcie pieczenia. Tak, dobrze czytacie, ten/a mój/a ostatni nałóg/mania postępuje w tempie geometrycznym (kurcze nie pamiętam jak to się mówi, jeszcze trochę a polski będzie dla mnie jak język obcy, który kiedyś umiałam, a który wymiera śmiercią mniej lub bardziej tragiczną). Właśnie czekam na to, by dwa ciasta na chleb sobie wyrosły, choć z jednego planuję zrobić bułki, by mój chłopiec był zadowolony :P.
Jeden przepis to nowość, z książki o chlebie, którą pożyczyłam od Fabio. Ciasto było dziwne, więc nie wiem co z tego wyjdzie. We'll see. Mam nadzieję, że coś zjadliwego ;)
Teraz szperam w blogach, szukając jakiegoś fajnego przepisu na ciasto. W poniedziałek mamy wieczór z Carcasonne, więc chciałabym coś na tę okazję sprokurować :D Przynajmniej mój chłopiec nie będzie jedynym królikiem doświadczalnym.
W tym miejscu mogłabym w sumie wyznać swoje winy... otóż jak już wspomniałam ostatnio dopadła mnie gorączka niesobotniej nocy, lecz pichcenia. Zaanektowałam kuchnię i teraz niemal non stop myślę, co by tutaj 'wyczarować' :o Muszę przyznać, i to bez bicia, że daje mi to nieziemską frajdę. Tylko możliwości są trochę ograniczone, ale do odważnych, kreatywnych świat należy, czyż nie?Q? Nigdy nie sądziłam, że tak mnie to wciągnie. A jednak... co więcej... odkrywanie świata kulinarnego pozwala odkrywać siebie samego, swoje możliwści, smaki... co dzień uczymy się czegoś. Czyż nie jest to genialne?
Aaaaaa... moje ciasta... bym zapomniała. Muszę sprawdzić, jak tam się mają, czy rosną zdrowo...
Póki co nie mam żadnych zdjęć, bo bardzo (sic!) muszę się skupić na tym, co robię... ale z czasem i to opanujemy, że dowody mych podbojów kulinarnych się pojawią.
A presto...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz