sobota, 11 czerwca 2011

Alternatywne Święta...

Gdy wszyscy ciągną na południe, mnie pcha w przeciwnym kierunku. Czasem nie wierzę, że tam naprawdę byłam. Włączam więc komputer, otwieram katalog i jest... czarno na białym. Byłam tam. Krótko, acz treściwie. Ale mimo to mało. Choć wiem, że na dłuższą metę nie mogłabym tam mieszkać, to jednak czułam się tam we właściwym miejscu. Tylko jeszcze na Grenlandii miałam takie wrażenie, choć tam mogłabym pomieszkać i dłużej :p


Wszechobecna biel. Wiatr smagający policzki zmrożonymi płatkami śniegu. Wielka przestrzeń. Cisza zakłócana rykiem motoru skutera. Myśli wariują. Stan euforii zamienia się w lęk niczym w kalejdoskopie. Czuję, że jestem. Bardzo mocno, namacalnie. Jestem taka mała, ale jednocześnie bardzo rzeczywista. Odkrywam na własnej skórze dawno odkryte prawa natury. I już wiem... w myślach zamykam oczy i delektuję się chwilą. Nic więcej nie potrzebuję.

Czy tak czuł się Nansen, gdy przymierzał się do zdobycia bieguna północnego, albo Amundsen, gdy zmierzał na biegun południowy?

1 komentarz:

  1. Podziwiam cię za tę pasję, fascynację w twoich słowach, kiedy piszesz o Północy, bo chociaż ciepłolubne ze mnie zwierzątko (głównie przez zdrowie), to jednak Skandynawia zawsze była bliska mojemu sercu. Najbardziej Norwegia, bo tę znam. To dziwne, że chociaż nie mogłabym tam żyć ze względu na srogie zimy (ja nawet w Polsce muszę zimować na Południu, gdzie paradoksalnie jest zawsze nieco cieplej niż na Mazurach), to jednak magia Skandynawii, od Finlandii aż po Grenlandię działa także na mnie. Nie rozumiem tego, ale tak jest. Dlatego cię podziwiam, za odwagę mierzenia się z marzeniami :) Może, gdybym miała tam rodzinę lub znajomych... W każdym razie coś w tej nieogarniętej bieli się kryje, bez wątpienia :) Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń