wtorek, 18 stycznia 2011

Północne jasności

Zmiany, zmiany, bieganie, załatwianie, odmawianie... cisza ostatniej chwili przed świtem, blask księżyca o 4 nad ranem.

Kiepsko sypiam. Czasem lepiej, częściej gorzej. Nie postrzegam tego jednak, jako kary, czy przekleństwa. Jest jak jest, trzeba zaakceptować i iść dalej. Gdy obudziłam się w o 4 nad ranem, przez chwilę próbowałam jeszcze pospać, uszczknąć jeszcze kawałek snu. Nic z tego. Wstałam więc, poszłam do pokoju dziennego. Zaskoczyła mnie ilość światła. Zdecdyowanie za duża, jak na tę porę doby, zdecydowanie za duża jak na tę szerokość geograficzną. Wyjrzałam przez okno - księżyc w pełni panoszył się dumnie po bezchmurnym niebie. Wrażenie świtu było nieodparte, choć wiedziałam, że słońce nie wzjedzie wcześniej niż przed 8.3o. A jednak... ostatnio Parco Sempione zamieniłam na sąsiedztwo Vigelandsparken.
Taka niewielka (sic!) zmiana położenia względem słońca. I nie przeszkadzają mi krótkie dni, a czasem wręcz brak słońca, czy światła w ogóle, ilość śniegu, która przy obecnej temperaturze, źdźiebko za wysokiej jak na tę porę roku, zamienia się w breję, zakutani ludzie przemykający ulicami bez patrzenia na to, co się dzieje wokół, brak pośpiechu, hałasu, gwaru wielkiego miasta. Przeciwnie. A gdy słyszę ryk wchodzącego do fiordu promu, czuję, że jestem we właściwym miejscu - bliżej morza już być nie można. A o kawiarniach, piekarniach... dużo można by opowiadać. Chwilo trwaj...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz