piątek, 5 sierpnia 2011

Na krańce świata...


I nadszedł długo wyczekiwany dzień. Blat stołu tonie pod morzem żółtych post-it'ów z zapiskami 'pro memoria', na kanapie gromadzę rzeczy, których warto (sic!) byłoby nie zapomnieć zabrać. Synchronizuję ipoda, pakuję kilka audiobooków, trochę muzyki klasycznej, sprzyjającej refleksji - będzie na nią duuuuuużo czasu.

Jedziemy. JEDZIEMY!!! Po długich bojach, walkach z biurokracją i załatwianiem formalności - jedziemy!!!

A gdzie? W ramach odpowiedzi umieszczam zdjęcie. A reszta... reszta po powrocie, przy założeniu, że będę w stanie. Zawsze sobie obiecuję, że napiszę, a potem... aż głupio.



A wczoraj wygraliśmy jeszcze kupony rabatowe do super księgarni podróżniczej... aż trudno było się oprzeć ;p

Pozdrawiam i do napisania po powrocie :D