wtorek, 12 stycznia 2010

Wielki oczekiwanie ...

Są takie momenty, kiedy jednyna rzecz, jaką można zrobić to czekać. Nie bezczynnie. Broń Boże! Jednak czekać, robiąc cos w zamian, cos zastępczego, co oszuka mysli i pozwoli na chwilę koncentracji. Na krótko, bo to na co się czeka, jest silniejsze, mocniej dobija się do drzwi, domaga się atencji. Dlatego posłusznie schylasz się w progu, zapraszającym gestem pokazujesz gosciowi najlepsze miejsce w mieszkaniu, zamykasz drzwi... i czekacie razem. W milczeniu, bezgłosnym oddechu, rytmicznym przemieszczaniu się mas powietrza. Za oknem tramwaj miarowo wystukuje swoją piesń, ambulans pędzi niczym Strus Pędziwiatr, a wy czekacie niezamieniszwszy ani słowa.
Jeszcze...
Ja czekam na to, by mleko się zsiadło, by dokarmić zakwas, by zrobić obiad, by P wrócił do domu.
Zawsze czekam.
Potem robię listę rzeczy do zrobienia, bo przeczytałam artykuł o dobrym zarządzaniu czasu i chcę, by moje czekanie było bardziej efektywne.
Przeglądam blogi.
Patrzę przez okno.
W pustkę białej kartki, która marzy o małżeństwie z tuszem.
Nie czekam na tylko Godota, bo wiem, że nie przyjdzie. Ma inne spotkanie.


P.S. A propos tytułu... to słuszne skojarzenia. Na to też czeka, choć nie ja, tylko książka... czeka Dickens, by go w końcu przeczytać :o