piątek, 28 stycznia 2011

Ostatnio udało mi się ukraść kawałek sobotniego poranka. Czysta dekadencja!


Jutro P. wyjeżdża, więc pewnie będę kraść inną część dnia.
Pozdrawiam

wtorek, 18 stycznia 2011

Północne jasności

Zmiany, zmiany, bieganie, załatwianie, odmawianie... cisza ostatniej chwili przed świtem, blask księżyca o 4 nad ranem.

Kiepsko sypiam. Czasem lepiej, częściej gorzej. Nie postrzegam tego jednak, jako kary, czy przekleństwa. Jest jak jest, trzeba zaakceptować i iść dalej. Gdy obudziłam się w o 4 nad ranem, przez chwilę próbowałam jeszcze pospać, uszczknąć jeszcze kawałek snu. Nic z tego. Wstałam więc, poszłam do pokoju dziennego. Zaskoczyła mnie ilość światła. Zdecdyowanie za duża, jak na tę porę doby, zdecydowanie za duża jak na tę szerokość geograficzną. Wyjrzałam przez okno - księżyc w pełni panoszył się dumnie po bezchmurnym niebie. Wrażenie świtu było nieodparte, choć wiedziałam, że słońce nie wzjedzie wcześniej niż przed 8.3o. A jednak... ostatnio Parco Sempione zamieniłam na sąsiedztwo Vigelandsparken.
Taka niewielka (sic!) zmiana położenia względem słońca. I nie przeszkadzają mi krótkie dni, a czasem wręcz brak słońca, czy światła w ogóle, ilość śniegu, która przy obecnej temperaturze, źdźiebko za wysokiej jak na tę porę roku, zamienia się w breję, zakutani ludzie przemykający ulicami bez patrzenia na to, co się dzieje wokół, brak pośpiechu, hałasu, gwaru wielkiego miasta. Przeciwnie. A gdy słyszę ryk wchodzącego do fiordu promu, czuję, że jestem we właściwym miejscu - bliżej morza już być nie można. A o kawiarniach, piekarniach... dużo można by opowiadać. Chwilo trwaj...