środa, 9 grudnia 2009

Długa droga do domu…

Kiedyś w trakcie lotu zauważyłam pilota udającego się do toalety. Po pierwszym zdumieniu, uznałam, że to dobry znak. Nie wychodziłby chyba z kabiny, gdyby wszystko nie szło, a raczej leciało płynnie?Q? Gdy wczoraj pilot zaczął komunikat zdecydowanie za późno w trakcie lotu (wg rozkładu powinniśmy już lądować), a słowa płynące z głośników przypominały raczej rozsypaną mozaikę, uznałam, że to zdecydowanie niedobry znak. Pilot, jąkając się, wydukał kilka słów o złej widoczności, o gęstej mgle i o potencjalnym lądowaniu w Warszawie. Była dokładnie północ i zgodnie z rozkładem od 20 minut powinniśmy być w Gdańsku. Teoretycznie byliśmy. Zawieszeni gdzieś w chmurach, a raczej na bezchmurnym niebie, krążyliśmy wokół lotniska w Rębiechowie czekając aż łaskawa (sic!) mgła racz ustąpić, pozwalając nam wylądować. Pilot kończy komunikat. By nie było żadnych wątpliwości, stewardessa tłumaczy informację na polski. Tak, mówi,  w tej chwili nie możemy wylądować, więc przez następne 30 minut będziemy krążyć nad lotniskiem, czekając na polepszenie warunków pogodowych. Nie jestem optymistą. Nie będę tego ukrywać, ale w tamtej chwili zmuszałam się do jak najbardziej pozytywnych myśli. Gdzieś czytałam, że jeśli będziemy o czymś intensywnie myśleć, to to się stanie. Byłam nawet gotowa wstać i zmusić wszystkich malkontentów, oj tak, ludzie wyrażają swoje emocje bez problemów ;), do odrobiny wiary w siły natury. Milczałam jednak. W głowie powtarzałam w kółko ‘lądujemy w Gdańsku’, ‘lądujemy w Gdańsku’. Dziewczyna obok mnie nie była tak pozytywnie nastawiona, wnioskowałam o tym najpierw z natężenie występowania słowa masakra w jej krótkich wypowiedziach, potem z samej wypowiedzi: ‘chyba się zabiję jak polecimy do Warszawy’. Hmm, naszła mnie myśl, czy aby warto nawet teoretyzować na ten temat i nieskromnie powiem, że zdecydowałam, że nie warto. Wyraziłam więc swoją opinię na głos i tak zaczęłyśmy rozmawiać. Słowo masakra zaczęło funkcjonować jako przecinek.

Nie trudno się domyślić, że moje prośby, czy raczej pozytywne myślenie okazały się nieskuteczne. Muszę sobie przypomnieć, gdzież to widziałam tę informację na temat skuteczności pozytywnego myślenia na akcje w rzeczywistości. Należy ją zweryfikować. Także ruszyły silniki pełną parą i nie było wątpliwości, mgła w Rębiechowie nie zamierzała odpuścić. Lecieliśmy do Wawy :s Stamtąd podstawionymi autobusami wracaliśmy do Gdańska. To była zdecydowanie długa noc. Dłuższa niż bym przypuszczała. A że minęło dość sporo czasu odkąd ostatni raz pokonywałam jakąś dłuższą trasę autobusem, to generalnie nockę miałam z głowy. Równanie było proste: kołysanie, kiepskie drogi i momentami za duża prędkość oznaczały, że spotkanie z Morfeuszem raczej się dziś nie odbędzie. A jeszcze jak na złość, jedyne audiobooki jakie miałam na ipodzie to ‘Opowieści niesamowite’ E.A. Poe. Jakże stosownie :p

Próg domu przekroczyłam niemal dokładnie o 9.oo Miałam być tak z 8 godziny wcześniej, ale to taki szczegół. W skm musiałam sobie powtarzać, że nie wolno mi zasnąć i nie chodziło nawet o to, że ktoś mógłby mnie okraść. Nie chciałam po prostu wylądować na bocznicy. W sumie to chce mi się spać. W południe może przespałam jakąś godzinę, ku wielkiemu zdumieniu mojej bratanicy, której to miejsce na kocyku na podłodze zajęłam :p Także myślę, że teraz nie byłby to za głupi pomysł by pójść spać. Trzeba odpocząć trochę. Tym bardziej że ostatnie parę dni spędziłam ganiając po Rzymie :o ale o tym może jutro.

Tyle na dziś. Dobranoc!

2 komentarze:

  1. bidulka, strachu miałaś co nie miara, ale najważniejsze, ze już po wszystkim i dotarłaś do domu :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Hehehehe, ja się w sumie strachu nie najadłam. Wysłali do Wawy, to wysłali. Kobiety z niemowlakami, które z nami leciały były zrozpaczone, i owszem, moja mama nie spała całą noc, ale ja... cóż, miałam długą drogę do domu ;)a przynajmniej pisać o czym było :p
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń