środa, 18 listopada 2009

Ciemność widzę...

Jest wieczór. Zmierzch przychodzi zdecydowanie za wcześnie. Sen też.
Ostatnio tego drugiego mało, dlatego dopada mnie w najbardziej nieoczekiwanych momentach. Prześladuje. Czai się w zaułkach i czyha na niestosowną okazję. Może dlatego wczoraj nie wyszedł mi chleb :s, a dziś zupełnie opuściła mnie chęć na gotowanie. Do kolekcji nieszczęść i murphysmów można dołożyć zepsutą lodówkę, piekarnik, który stał się jeszcze większym indywidualistą, by nie powiedzieć, że przeszedł do podziemia i działa w alternatywie. I jeszcze żarówka w okapie się przepaliła. Jest ciemno. Wszędzie, z każdej strony, w każdym zakamarku i aż dziw bierze, że jeszcze kawę udaje mi się jako tako zwarzyć :p Ale pewnie i ta sie za raz skończy, a ja się nawet nie zorientuję.
Jutro można wstać trochę później. 6.30. Może nie będzie aż tak ciemno, możne brak żarówki nie będzie aż tak dostrzeglany. A może jeszcze wciąż będę na tyle zaspana, że nie będzie to miało najmniejszego znaczenia.
W piątek śpię do 8. Piątek jest za dwa dni. Damy radę!!!

3 komentarze:

  1. nie martw się , grunt że kawa wychodzi, bo bez niej ani rusz ;)
    ściskam mocno i oddaje moje resztki pozytywnych fluidów, u mnie się zmarnują a Tobie mogą się przydać :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Heheheheehe... generalnie to tak to już jest. Czasem słońce, czasem deszcz. Ale masz racje, nie ma sensu sie zamartwiać :p A perspektywa nowej lodówki jest pociągająca :p
    Dzięki za fluidy, ale dlaczego miałby się u Ciebie zmarnować?Q?
    Pozdrawiam i życzę miłego dnia_

    OdpowiedzUsuń
  3. I ja przesylam wiec moc fluidow!
    Niestety tak to wlasnie bywa, ze nieszczescia lubia chodzic parami ;) Ale wszyscy mi powtarzaja, ze potem moze byc juz tylko lepiej :) Wiec pewnie i u Ciebie tak bedzie! :)

    Pozdrawiam serdezcnie!

    I mma nadzieje, ze weekend jest / byl przyjemniejszy od tej srody ;)

    OdpowiedzUsuń