sobota, 17 października 2009

Sobotni już nie do końca poranek_

Nie było mnie na blogu już lata świetlne. Aż wstyd się przyznać. Ostatno trochę jestem zajęta, a postanowiłam sobie, że Amsterdam opiszę co bardziej dokładnie i nie z biegu przede wszystkim. Dlatego leży i czeka na lepsze czasy, bo póki co są inne rzeczy, inne sprawy, które wymagają większej atencji niż wspomniany Amsterdam. Sama siebię za to ganię, bo być tak nie powinno, ale ostatecznie i tak wychodzi, że jest nie inaczej. Walczymy.

A potem patrzę na blogi, które obserwuję i znowu coś mnie zaczyna ściskać pod żebrami. Z gotowaniem też ostatnio za wiele nie mam wspólnego. Raczej tyle, by zaspokoić głód bez większych fajerwerków i innych ozdobników. A chodzi za mną chleb na przykład. Taki prawdziwy na zakwasie, ale jak każda nowa rzecz, trochę mnie przeraża pojęcie zakwasu, a może odpowiedzialność za kolejnego osobnika do wykarmienia ;) Także odkładam tę decyzję. Tłumaczę to faktem, że w Amsterdamie objadałam się chlebem, który zdecydowanie bardziej odpowiadan naszemu polskiemu, niż temu co się serwuje tutaj – choć Italia nie jest aż taka zła pod tym względem, tyle, że z chlebem razowym jest raczej krucho -  dlatego też postanowiłam być na odwyku chlebowym przez czas jakiś. Choć ile można się tak umęczać?Q? A wczoraj był dzień chleba… <kontempluje>

Dziś też agenda wypełniona niemal po brzegi i czasu na jakieś spektakularne akcje brak. Dzień jest zdecydowanie za krótki, kawa zdecydowanie za słaba – ostatnio też ja próbuję ograniczać, bo Amsterdamie łala się strumieniami ;) – a krzesło po paru godzinach tak się wbija w tyłek, że nie pozostaje nic innego jak się ruszyć. A że za oknem słońce świeci, póki co, więc ciężko sobie odmówić choć krótkiego spaceru. Szczególnie jak się słucha, co się dzieje w Polsce, to aż nogi same się ‘obuwiają’ i ciągną na dwór do tych ostatnich podrygów lata, czy też może już wczesnej jesieni – tutaj :p

Pozdrawiam_

Technorati Tags: ,,,

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz