wtorek, 15 września 2009

Caffè, il mio caffè




Byłam dziś w księgarni. Niby ot tak wracając ze sklepu, postanowiłam wstąpić, że to prawie przez półmiasta to 'wracając ze sklepu' było, to już inna bajka. Ważne jest, że ostatecznie znalazłam się w księgarni i oczywiście udałam się do działu 'kulinaria', gdzie dostawałam spazmów jednego z drugim. Ale po kolei. Ostatnio przeczytałam na blogu u Liski o wspaniałej księgarnio-kawiarence-i-nie-wiadomo-co-jeszcze w Wiedniu i ... zamarzyłam się tam znaleść od razu. Raz, że wspaniałe miejsce jeśli chodzi o kulinaria, dwa, że ponoć dobrą kawę serwują. Że jednak od razu nie zadziałało, to nie pozostało mi nic innego jak przejść się do księgarniu za 'rogiem' (sic!). Była to jedna z molochów jakie tutaj mają, bez klimatu i bez kawiarni w środku. Co więcej, nie było nawet miejsca, by przycupnąć. Ale nie narzekałam, bo dział 'kulinaria' obszerny był. Pożądałam kawy, zarówno w postaci cieczy, jak i czarnych literek na białym tle. Od jakiegoś czasu szukam książki o kawie, ale nie takiej z kilkunastoma przepisami na napoje kawopochodze, kilku zdań o parzeniu kawy, dwa jej rodzaje i trzy zdjęcia młynków do kawy. Szukam czegoś z historią tego napoju, jak się znalazł w Europie i dlaczego stał się napojem numer jeden na świecie - chyba?Q? Innymi słowy czegoś konkretnego, bardziej 'dokumentalnego' niż seria ładnych zdjęć z paroma zdaniami opisu (aczkolwiek ładne zdjęcia filiżanek do kawy strasznie mnie pociągają ;p). Tak zatem zabrałam się za poszukiwanie. Dokładnie tego słowa należy użyć, bo okazuje się, że w kraju, gdzie kawę spożywa się hektolitrami, gdzie kawiarnie są na niemal każdym rogu i nikt nie wyobraża sobie życia bez tego czarnego wywaru, książek o nim jest niewiele. By nie powiedzieć, że jest to ilość znikoma. Tak więc stoję przed wielkim regałem, patrzę wino, wino, wino, wino (także książka z serii dla Dummies - w Polsce ładnie tłumaczonych na 'Bystrzaków'), pół regału książek o winie. Patrzę dalej alkohole, koktajle... niemalże płaczę i rwę włosy z głowy... czekolada - hmm, to też interesujący temat, ale o tym może kiedy indziej - gdy nagle wyłania się niczym z czeluści piekielnych diabelski napój. Wpadam w bardzo krótkotrawałą ekstazę, bo szybko robię rachunek i okazuje się, że książek jest dokładnie...4. Aha, myślę sobie, no dobrze, nie narzekaj ;p. Patrzę na ten niewielki zbiór i ręce mi opadają. Już wiem, że trzy z nich to książki, których na pewno nie kupię, bo mają kilkanaście przepisów, parę zdjęć i namiastki tekstu. Czwarta to, co innego. Jednak... nie ma rzeczy idealnych. Il completo libro del cafè przeraża formatem. Jest to album, ale większy niż taki typowy, bardzo nieporęczny, zdecydowanie nie nadaje się do czytania na kanapie, będąc wtulonym w poduszki, popijając kawę. Ale wszystko jest dla ludzi. Przeglądam zawartość. Jest dużo ładnych zdjęć, choć ilość tekstu nie powala. Jest trochę historii, faktów etc, parę przepisów, szczegółów i.... cena, która zniechęca. Nie mówię, że jest szokująco wysoka, bo ostateczenie jest to albumowe wydanie książki z wieloma zdjęciami, kredowym papierem i twardą okładką. Ale ja chciałabym za tę cenę trochę więcej treści. Niestety. Stoję wpatrzona w owe książki, po czym ponownie przebiegam regał wzrokiem w nadziei, że coś sie schowało przed moim wywiadem środowiskowym, że gdzieś są jeszcze inne pozycje na ten temat. Znajduję małą książeczkę zatytułowaną: Caffè'. Pensieri, parole e aromi. W pierwszech chwili nawet nie chcę po nią sięgnąć, bo zakładam niemal w punkcie, że nie zaskoczy mnie zawartością, co więcej rozczaruje i tyle będzie. Coś jednak mnie pcha, by chociaż rzucić okiem - jednym, by w razie czego zupełnie nie oślepnąć ;p. Przewracam karteczki tej mikro książeczki i ... podoba mi się. Choć nie ma tam rozdziału o historii, są wspaniałe zdjęcia, krótkie sentencje na temat kawy wypowiedziane/napisane przez znane postacie, anegdoty i niewielka ilość informacji co bardziej faktograficznej - wiecie ile kalorii ma espresso czyste, bez niczego? - i ... przepisy, ale nie takie zwykłe na kawę z bitą śmietaną czy mrożoną, ale na potrawy z kawą :D Miodzio, aż ślinka cieknie i tylko boli, bo P fanem kawy nie jest, więc pewnie nie będzie zachwycony takim menu. Mimo wszystko postanowiłam się bliżej zapoznać z tą pozycją i takim sposobem ląduje w moim koszyku. Ponieważ wyszłam tylko do sklepu, więc stwierdziłam, że powinnam się zbierać. Rzuciłam jeszcze tylko okiem na pozostałe półki z książkami kulinarnymi najróżniejszymi, podzielonymi na regiony, miasta, typy kuchni, typy jedzenia, przepisy babci, mnichów i innych władców kuchennych tasaków. Piękne zdjęcia, ładnie brzmiące nazwy, niektóre wydane w sposób imitujący starą książkę. Ahjo, chciałoby się jeszcze przez chwilę popatrzeć, zagłębić, pomarzyć. Pora jednak była wychodzić, więc zmusiłam swoją silną (sic!) wolę do działania - tzn. odłożenia tych książek, które jakimś bliżej nieokreślonym trafem znalazły się w moich rękach - i zwróciłam się ku wyjściu/kasie. Przechodząc jednak koło jednego stoiska zauważyłam, że pani ze sklepu pokazuje coś innej pani nie ze sklepu ;p i tak mało kulturalnie zerknęłam im przez ramię. Mym oczom ukazał się wielki napis Milano. Zaciekawiło mnie, tak wiem, byłam w drodze do wyjścia, ale ostatnio też chodzi za mną książka o Milanie, ale nie przewodnik, który mówi, że trzeba zobaczyć Duomo, Cenacolo i La Scalę, tylko coś bliższego ziemi, jakieś sekrety, legedny... historie z dreszczykiem. Także pozwoliłam sobie przystanąć obok pań i przynajmniej zapoznać się z tytułami książek na stole. Wszędzie Milan. Milan restauracje, Milan na fotografii, Milan i Navigli, Milan nocą... aż tu nagle patrzę... i oto była ona. To był właśnie ten moment. Ta chwila, kiedy wie się, że jest się na właściwym torze, że właśnie spełnia się marzenie, że to jest ten jedyny w swoim rodzaju moment. Leżała sobie grzecznie osaczona zabytkami, modą i innymi wynalazkami i aż prosiła, by ktoś ją dotknął, by ktoś ją chwycił w swoje dłonie i już nie wypuścił. Chciałam być tym kimś. Częściowo wyszło, ale po kolei. Książka miała tytuł Milano al cafè. I już wszystko jasne, prawda? Był to zbiór przeróżnych cząstek składowych życia kawiarnianego w Mediolanie. Historie sięgające XIX w. a może i wcześniej. Kopie oryginalnych zdjęć, reklam, szkice miasta, mapy stare z zaznaczonymi kawiarniami. Historia Mediolanu zapisana w kawie, czy też w kawiarnianym życiu. Cudo. Wpatrywałam się w tę książkę i nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że coś jednak jest nie tak. I było. Zaporowa cena. Spojrzałam na nią i w pierwszej chwili chciałam sobie powiedzieć: 'A co tam, raz się żyje!', ale ostatecznie przyszwędał się rozsądek - zawsze kiedy jest najmniej potrzebny - i odłożyłam książkę na miejsce, mimo jej prostestów i zapierania się rogami. Spojrzałam jeszcze na nią ostatni raz i ruszyłam do kasy.
Wracając do domu biłam się z myślami, jakby to zrobić, żeby jak najszybiej wejść w posiadanie tego cudu. I nic. Matematyka jest nieubłagana, więc pewnie trzeba będzie trochę poczekać i odłożyć pieniądze. Ale nic, wiem, że jest i już nie mogę się doczekać naszego pierwszego spotkania przy espresso :D

4 komentarze:

  1. uwielbiam ciebie czytać, taki dreszczyk emocji co będzie dalej... i teraz tez tak było
    życzę szybkich i owocnych zakupów ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękuję za bardzo miłe słowa. Od razu chce się pisać więcej :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Matko i córko! wracaj po tę książkę, bo potem może jej nie być! Wiem, co mówię. Teraz już nauczona doświadczeniem - pozwalam się porwać chwili emocji ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. No wlasnie, wracaj po te ksiazke! Zapowiada sie wszak wspaniale! I nam tez przy okazji sprawisz przyjemnosc, piszac o niej cos wiecej na blogu ;)

    OdpowiedzUsuń